Dziś jedziemy do Pushkaru. Pushkar jest najświętszym miastem Radżastanu, słynącym z malowniczego (świętego) jeziorka i pięknej zabudowy wokół niego. Tutaj znajduje się też jedyna w Indiach świątynia poświęcona Brahmie i jedna z niewielu na świecie. Wg legendy Brahma chciał w miejscowym jeziorze dokonać samounicestwienia, a kiedy jego żona Sawitri nie przybyła na czas, wówczas poślubił inną kobietę. Rozgniewana Sawitri przeklęła Brahmę, że za karę nie będzie czczony nigdzie poza Pushkar.
Znajdujące się w pobliżu świątyni święte jezioro jest uważane za cudowne i uzdrawiające. Było i jest celem pielgrzymek nie tylko wyznawców hinduizmu, lecz także dżainizmu i sikhizmu. Nawet niektórzy mogolscy władcy muzułmańscy (np. Akbar) pielgrzymowali do Pushkaru. Dopiero fanatyczny muzułmanin Aurangzeb zburzył wszystkie świątynie w XVII wieku. Większość budowli sakralnych odbudowano po 1947. W Pushkarze obowiązuje pewnego rodzaju prohibicja, nie można tu spożywać alkoholu, zażywać narkotyków, ani jeść mięsa.
Raz w roku, w okolicy października i listopada organizowane są w Pushkarze największe w Indiach i na świecie targi wielbłądów. Okolica zapełnia się wówczas gapiami i handlarzami, a noclegi trzeba rezerwować z dużym wyprzedzeniem. W pozostałe dni roku miasteczko jest wspaniale spokojnym, relaksującym i klimatycznym miejscem.
Udajemy się najpierw do Świątyni Wisznu. Niestety możemy tylko ją podziwiać z zewnątrz i tylko z bramy.
Wisznu - Bóg, Jeden z trójcy hinduistyczne, tworzonej wraz z Brahmą i Śiwą. Przedstawiany jako czteroramienna postać o błękitnej skórze. Nosi złotą szatę, a na jego piesi widnieje znak śriwatsa i klejnot kausthubha. Jego atrybutami są koncha, dysk, maczuga i lotos. Wisznu jest bóstwem wszechobejmującym (zawierającym wszystko), określany mianem purusza lub mahapurusza, paramatma (dusza nadrzędna), jest tym, który zawiera w sobie wszystkie dusze. Wierzchowcem (wahana) Wisznu jest olbrzymi orzeł z ludzkim tułowiem - Garuda.
Następnie udajemy się do świątyni Śiwy. Zostawiamy buty na zewnątrz i wchodzimy do środka. Zdjęć w środku nie wolno robić. Nam coś tam udało się pstryknąć.
Potem zmierzamy idziemy nad święte jezioro na ghaty. Ghaty są to kamienne schody opadają wprost w nurt rzeki lub jeziora. Są miejscem nie tylko rytualnych ablucji, kremacji zwłok ale można tu tez zobaczyć młodych jogginow lub braminów udzielających błogosławieństwa za oplata. Oprócz tych wzniosłych celów służą one również do wykonywania bardziej prozaicznych czynności życia codziennego jak choćby prania.
Aby wejść na ghaty znów zdejmujemy obuwie. Wita nas młodzieniec ubrany na biało. Wszyscy siadamy na schodach, otrzymujemy kilka kwiatów w dłonie. Zaczyna się pudża specjalnie dla naszej grupy.
Pudża to hinduistyczny obrzęd religijny, podczas którego składa się bóstwu ofiarę. W zależności od czczonego bóstwa przedmiotem ofiary mogą być owoce, kwiaty. Zwykle podczas pudży palone są kadzidła. Pudża nie jest nabożeństwem, choć przybiera pewne formy liturgiczne. Liturgia pudży może być rozbudowana i oparta na starożytnych świętych tekstach, jak ku czci rzeki Gangi w Varanasi, albo bardzo prosta, wypływająca z potrzeby chwili — założenia fundamentów domu, kupna samochodu, wyjazdu w dalekie strony, otwarcia sklepu, zasiewu pola, przyjścia na świat cielaka, czyli na szczęście i pomyślność wszystkiego.
Potem podchodzimy do brzegu jeziora i każdy z nas składa ofiarę czyli puszcza wcześniej otrzymane kwiaty na wodę.
Następny punkt programu to świątynia Brahmy. Zmierzamy do niej uliczkami Puskharu oglądając codzienne życie jakie toczy się na ulicach.
Mijamy więc stoiska z jedzeniem
święte krowy, chyba na diecie :))))
stoiska gdzie można ugasić pragnienia ( tu sokiem z trzciny ),
roześmiane i chętnie pozujące do zdjęć kobiety,
żebraków
toalety
Dochodzimy do świątyni Brahmy. Zdejmujemy znów buty w jakimś sklepiku i niestety musimy zostawić aparaty więc nie będzie można zrobić zdjęć z ukrycia. Świątynia jest mała. Trzeba ją obejść naokoło. Jest ona dla hindusów tym czym dla nas Jasna Góra w Częstochowie.
Po wyjściu ze świątyni mamy 1,5 godziny czasu wolnego. Przemierzamy znów uliczki, podziwiamy małe stoiska z pamiątkami. Kupujemy sobie kadzidełka, bo akurat w Puskharze jest ich tu dużo. Wpadamy do apteki po naturalne, ale podobno bardzo skuteczne leki i tak jakoś te 1,5 godziny szybko zleciało. Wracamy do hotelu.
Po kolacji umówiliśmy się do kina na film bollywood. Idzie z nami jeszcze Mirek. Oskar ( nasz hinduski pilot ) wcześniej kupił dla nas bilety. Kino wyglądało jak nasze multikina, tylko coś mało ludzi czekało na seans. Wcześniej czytałam, że w Indiach do kin chodzą tłumy. Weszliśmy na sale, tłumów jak nie było tak nie ma. Film był o święcie Holi, które wkrótce będziemy mieli okazję zobaczyć. Oprócz nas na sali było może z 7 osób. Nie było więc szlochów, klaskania, krzyczenia, śmiania się jak to opisują inni. Jednym słowem … rozczarowanie. Najgorsze jest to, że film albo był tak ciekawy albo wyszło zmęczenia, ale po prostu do tej pory nigdy mi się to nie zdarzyło … usnęłam w kinie :)))))))))))))
Prześlij komentarz