VARADERO - HAWANA 11 czerwiec 2007 (Kuba)

Nasza przygoda z Kubą zaczęła się o 6,35. O tej właśnie godzinie samolot z Warszawy wystartował do Frankfurtu.
Lot przebiegał bardzo spokojnie aż do czasu gdy mieliśmy lądować. Poinformowano nas, że ze względu na warunki atmosferyczne musimy pokrążyć nad miastem. Zdenerwowaliśmy się, bo od razu w naszej głowie pojawiły się czarne scenariusze, że samolot pokierują do Berlina i nie zdążymy na samolot na Kubę. Po około 15 minutach nerwów usłyszeliśmy, że lądujemy. Uffff....


Pomimo tego, że lotnisko we Frankfurcie jest ogromne, to nam udało się dość szybko znaleźć naszą odprawę bagażową. Mieliśmy jeszcze nawet trochę wolnego czasu. Pokręciliśmy się po lotnisku i udaliśmy się do samolotu. Samolot oczywiście bardzo duży i wygodny... na początku ]:-| . Wystartowaliśmy około 12.00. Lecieliśmy nad Anglią, potem skierowaliśmy się na Kanadę i wzdłuż wybrzeża Ameryki lecieliśmy na Kubę. Podobno z okien samolotu było widać Nowy Jork. My niestety nie widzieliśmy. Lot bardzo się dłużył, a wygodne fotele pod koniec lotu stawały się ciasne, niewygodne.


Wreszcie po 10 godzinach wylądowaliśmy na Kubie w Varadero. Cofamy zegarki o 6 godzin do tyłu i wychodzimy z samolotu. Uderzyło w nas gorąco i wilgoć. Wysoka temperatura i wilgotność będą już nam towarzyszyły czy to będziemy w Pinar de Rio czy Santiago de Cuba.


Po wyjściu z samolotu udaliśmy się na kontrolę paszportową. I tu... już czujemy smak Kuby. Kontrola trwała dość długo, bo przecież Kubańczykom nigdzie się nie spieszy :-]. Po odebraniu bagażu znaleźliśmy pracownika NEC, który skierował nas do autokaru nr 80. Przez dłuższy czas byliśmy tam jedynymi pasażerami. Niedługo wszystko się wyjaśniło, bo kolejny pracownik NEC przesadził nas do właściwego autokaru. Czekała tam na nas pilotka, rodowita Kubanka. I tu nasze nadzieje, że pilotką będzie Niemka mówiąca także po polsku rozwiała się.
Gwadelupa ( Lupa) poinformowała nas, że nie mówi dobrze po angielsku. Ręce i majtki nam w tym momencie opadły. Jak się już wkrótce okazało jej angielski był bardzo dobry. Na parkingu robimy pierwsze zdjęcia. Już nie mamy wątpliwości, na pewno nam się tu bardzo będzie podobało.





Ruszyliśmy do Hawany. Nie mogę oderwać oczu od okna... ta zieleń, te drzewa. Z każdym kilometrem podoba mi się tu coraz bardziej. W polowie drogi zatrzymujemy się na krótki postój. Z tarasu widokowego robimy zdjęcia mostu i zieleni.







  


A tu jakies drzewo. Lupa ( pilotka) mowiła co to, ale zapomnialam.





Ruszamy dalej i mkniemy prosto do Hawany. Przyjezdzamy do hotelu Comodoro. Hotel bardzo fajny z basenem w kształcie laguny i z mostkami.








Chwila odpoczynku, kolacja i idziemy spac zmęczeni lotami i zmianą czasu. W Polsce jest gdzies 4.00 w nocy więc myślimy, że szybko uśniemy zwłaszcza po tylu wrażeniach. Niestety.... zmiana czasowa daje się we znaki i przez kilka dni ciężko będzie nam normalnie spać.
Kategoria:
0 Responses

Prześlij komentarz