Dziś zwiedzamy Trinidad, perełki wśród kubańskich miast. Tyle naczytałam sie o uroku tego miasta i w końcu dziś bedę mogła przekonać się na własne oczy w czym tkwi magia tego miejsca. Opuszczamy Półwysep Ancon przedzierając się przez rozlewiska.


Miasto dzieli się na dwie części: nowszą zbudowano wokół Parque Cespedes na planie szachownicy, a Stare Miasto skupia się przy Plaza Mayor. Wszystkie pochyłe uliczki mają pośrodku rynsztok, aby umożliwić odpływ wody. Legenda głosi, że to dlatego, iż pierwszy gubernator Trinidadu miał jedną nogę krótszą i łatwiej było mu chodzić po ulicach, korzystając z rynsztoka. 

Zwiedzanie rozpoczęliśmy od ......... zwiedzenia sklepu z pamiątkami



Potem udaliśmy się do dawnej rezydencji barona cukrowego. Obecnie znajduje się tu Museo Historio. Zgromadzono tam XIX wieczne meble, które mają odtwarzać codzienne warunki życia zamożnej rodziny z czasów kolonialnych rodu Cantero. Justo German Cantero, urodzony w tym domu, zbił fortunę na cukrze jako właściciel cukrowni Buena Vista i licznych posiadłości w całym Trinidad.




Po obejrzeniu eksponatów wdrapujemy się spiralnymi schodami na wieżę i zachwycamy się cudownym widokiem. Widać stąd Plaza Mayor, przepiękne uliczki mieniące się w różnych kolorach i te cudne dachy pokryte czerwona dachówką.



Ruszamy na spacer brukowanymi ulicami.
Trinidad z każdym krokiem zachwycał nas coraz bardziej. Jest bardzo fotogeniczny, a ludzie z chęcią pozują do zdjęć.
Zaglądamy przez otwarte drzwi.
Hiszpański plantator, widząc, że po całodziennej ciężkiej pracy jego niewolnicy mają jeszcze siłę grać na bębnach i tańczyć, myślał, że to jakaś forma zabawy. Nie przypuszczał, że są to misteria ku czci któregoś z prastarych bogów.Właściwie nie bogów, gdyż bóg jest jeden. Ma on jednak wiele uosobień, które mają sporo cech ludzkich, dzięki czemu stają się bliższe dla swoich wyznawców. Poszczególne osoby boskie mają swoje odpowiedniki wśród katolickich świętych, np. Ogunderrero to apostoł Szymon, Oczun to jedno z wyobrażeń Chrystusa, a Changu to św. Barbara.
Podobne przykłady można by mnożyć. Naczynia mają pomóc zjednoczyć się z duchami zmarłych.
Weszliśmy do Kościoła św. Franciszka, w którym znajduje się jedna z dwóch figur na Kubie Jezusa siedzącego, a niespotykana w Europie.
Spacerujemy dalej
Plaza Mayor to najczęściej fotografowany plac Kuby. Nad placem góruje XIX-wieczna katedra - Parroquial Mayor, największy kościół na wyspie.
Idziemy na targ. Targowisko uliczne nastawione jest na turystów. Na straganach przeważają drewniane pamiątki od modeli aut z lat 50 po kobiece figurki. Przy zakupie kilku drobiazgów podczas targowania się przesympatyczna młoda Kubanka chciała wymiany prezentów polsko-kubańskich. Niestety nic przy sobie nie miałam co bym mogła jej dać… przecież aparatu jej nie oddam. Zaczęłam szperać w torebce i znalazłam coś… dostałam naszyjnik za pudełeczko mentosów. Przypieczętowaliśmy przyjaźń polsko – kubańska nie tylko prezentami, ale i wspólnym zdjęciem.
Pochodziliśmy jeszcze trochę po targu robiąc udane zakupy.
Spacerkiem udajemy się do restauracji na obiad

Obiad. I tu prześladujący nas Wenezuelczycy. Przygrywa nam zespół. Podczas gdy my jemy, oni odsuwają krzesła i zaczynają tańczyć. Co za widok! Babcie i dziadkowie, którzy wyglądali jakby nie mieli siły nawet siedzieć na dźwięk muzyki młodnieją i zaczynają tańczyć tak, że niejednej nastolatce u nas opadły by szczęki. Gorące rytmy zaczynają działać i na nas, zaczynamy przy stole przebierać nogami, a w końcu dołączamy do Wenezuelczyków. Nawet kucharz nie wytrzymał, zostawił gary i przybiegł tańczyć.
W czerwonych czapkach to Wenezuelczycy.
Salsa za bardzo nam nie wychodziła, ale tu przyszła nam z pomocą babcia Wenezuelka, potem druga i trzecia i zaczęły nas uczyć kroków. Z takimi nauczycielkami szło nam wyśmienicie !! To był krótki kurs salsy ale jaki ! Nawet zostałyśmy pochwalone.
Po tak tanecznym obiedzie w rytmie salsy udaliśmy się do fabryki z ceramiką.



Sesje fotograficzną nie tylko miały wyroby ceramiczne, ale i Ford z 1914r.
i bujane fotele.
Na Kubie co jak co, ale fotel bujany w domu musi być. Kubańczycy uwielbiają przesiadywać w swoich bujanych fotelach na balkonach, przed telewizorami.
Po powrocie do hotelu udajemy się na relaks na plaży.
Gdy wyjdziemy z hotelu na plaże i spojrzymy w prawo mamy taki widok,
a w lewo taki
Ponieważ jest to nasz ostatni wspólny wieczór na objeździe przewodniczka proponuje, że kolacje zjemy wspólnie w oddzielnej sali wynajętej tylko dla naszej grupy. Wszyscy się zgodzili. Kolacja miała być wykwintna więc podano owoce morza, a że my nie jadamy takich paskudztw więc dla nas przygotowano rybę. Pychota ! Kelnerki pilnowały by nikomu nie zabrakło wina w kieliszku. A win było do wyboru, do koloru. Oczywiście mi pusty kieliszek nie groził nawet gdyby one nie pilnowały . Na kolacji było wesoło.... szkoda, że już nasz objazd dobiegał ku końcowi.
Prześlij komentarz