Pobudka, dopinamy walizki i żwawym krokiem idziemy na śniadanie. A tu szok ! Przed restauracją gigantyczna kolejka do wejścia. Ale jak mus to mus, głód i perspektywa braku dzisiejszego dnia lunchu zmuszają nas do grzecznego ustawienia się na końcu. Część osób z naszej grupy zrezygnowała w staniu w długim ogonku, inni próbowali kombinować i wchodzili wyjściem …… mówi się, że Polak potrafi..... Niemiec też
.
Oczywiście wszystkiemu winni byli Wenezuelczycy, bo mogli wstać wcześniej albo poczekać aż my się najemy i wyjedziemy :)))))) Na szczęście szybko idzie i 40 min jakie mamy jeszcze do odjazdu w zupełności nam wystarcza pomimo tego, że nawet po dostaniu się do restauracji wszędzie trzeba było stać, a to za pieczywem, a to za kawa, herbatą, za wędlinami, owocami, sałatkami, omletami itd.
Ostatnie spojrzenie na hotel
/zdjęcia hotelu po przejsciu huraganu Dennis w 2005r./
i ruszamy przedzierając się przez mokradła.
Według programu dziś powinniśmy zwiedzać Cienfuegos, ale przewodniczka powiedziała nam, że droga do tego miasta jest nieprzejezdna i za to pojedziemy do Santa Clary.
Po drodze zatrzymujemy się na parkingu. Tradycyjnie podczas gdy inni idą do baru my wychodzimy na drogę z aparatami.
i spacerujemy po parkingu.

Na placu znajduje się pomnik chłopca z butem
A to zabudowa wokół placu:
Zwiedzamy tam kilka uliczek
podglądamy prace w piekarni,
(chyba) gabinet lekarski,
prace na budowie,
oraz lekcje w-fu.
Santa Clara to nie tylko piękne uliczki i odrestaurowane budynki, ale tez i takie domy
To był ostatni wspólnie z Niemcami zwiedzany punkt na naszym objeździe.
Ruszyliśmy w strone Varadero.
Ostatni postój. Robimy małą sesje zdjęciową żółwiom, papugom, jaszczurkom i nie tylko.
Jeden z uczestników proponuje zrobienie wspólnej grupowej fotografii. Zgadzają się na to wszyscy. Wypatrujemy samochód i przy nim uwieczniamy swoje podobizny ( oczywiście tu sam samochód).
Ech.... musimy wsiadać do autokaru i ruszać. Przyszło nieodwracalne – czas pożegnań. Fajna była ta nasza grupa, miło spędziliśmy wspólnie czas. Niestety szybko ten tydzień zleciał.
Z autokaru wysiadamy jako drudzy żegnani gromkimi baj baj. No ale co się dziwić skoro nas lubili
.
Przewodniczka odprowadziła nas pod samą recepcję. Po zameldowaniu idziemy do pokojów, a potem ruszamy korzystać z naszych opasek all. Ponieważ byliśmy głodni, najbardziej zależało nam na odnalezieniu snack baru. Udało się nam choć nie było to łatwe.
Tu z poświęceniem wchodzę do wody z aparatem by zrobić zdjęcia w drugą stronę. Na szczęście aparat nie został zamoczony.
Varadero wieczorem jest nudne. Na ulicy brak ludzi. Restauracji mało i świecą pustkami.
Jedyną atrakcją było chyba spotkanie tępiciela moskitów, idącego w tumanie dymu.
Wracając do hotelu spotykamy znajomych z autokaru. Krótka pogawędka i wracamy do nas. Jak to dobrze, że jutro jedziemy do Hawany.
W Polsce ustaliliśmy, że całego tygodnia nie spędzimy w Varadero, tylko na 2 noce pojedziemy do Hawany. Jeszcze w kraju wykupiliśmy noclegi w hotelu znajdującym się na starówce . Pozostało nam jeszcze dostać się jakoś do Hawany. Po kolacji poszliśmy więc na poszukiwanie dworca PKS i życia nocnego. Udało nam się znaleźć tylko jedno – dworzec.
/hotelowa fontanna/Po zapełnieniu brzuchów udaliśmy się na plaże. Przezywamy szok....co za piękny kolor oceanu, te odcienie błękitu na tle białego piasku, ta przejrzystość i czystość wody. Istne cudo. Woda jest bardzo ciepła i płytka. Jest tak cudna, że można w niej cały czas siedziec
. Niestety zdjęcia nie oddają tych pięknych kolorów
Ruszamy do mauzoleum Che Guevary. Niestety jest zamknięte i możemy podziwiać tylko Plac Rewolucji i olbrzymi pomnik Che Guevary postawiony w 30 rocznicę śmierci Che. Pomnik przedstawia Che z ręką na temblaku, na pamiątke odniesionych ran podczas bitwy o Santa Clare w 1958 r. Pod statuą jest wykuty napis “Hasta la Victoria Siempre!” ( Zawsze do zwycięstwa ! ). To hasło często można spotkać na wielu bilbordach na wyspie. Na tablicy obok posągu można obejrzeć ogromną, wyrzeźbioną scenę przedstawiającą marsz Guevary z Sierra Maestra do Santa Clara i decydujące zwycięstwo nad wojskami Batisty. Przed pomnikiem rozciąga się otwarta przestrzeń Plaza de la Revolucion - miejsce wieców.
Teatro La Caridad został ufundowany przez Marie Abreu de Estevez, która chciała ukulturalnić biedotę Santa Clara. Jej rodzice, dorobiwszy się na trzcinie cukrowej, sfinansowali pierwszą klinikę i szkołę podstawową w mieście.
/plantacja cytrusów/
Santa Clara została założona w XVII w. Jest to jedno z największych i najbardziej dynamicznych miast na Kubie leżące z dala od morza w sercu prowincji. W mieście znajduje się trzeci co do wielkości uniwersytet na Kubie.
Santa Clara niczym specjalnym nie zapisała się w naszej pamięci.
Główny plac Parque Vidal stanowi towarzyskie serce Santa Clary. Kiedyś centralna część placu, przeznaczona wyłącznie dla białych, była odgrodzona od części dla ludności o afro-kubańskich korzeniach.

/ochrona przed słońcem/
Widoki po drodze do Santa Clara ( oczywiście wszystko robione przez szybę z pędzącego autokaru)
Oczywiście wszystkiemu winni byli Wenezuelczycy, bo mogli wstać wcześniej albo poczekać aż my się najemy i wyjedziemy :)))))) Na szczęście szybko idzie i 40 min jakie mamy jeszcze do odjazdu w zupełności nam wystarcza pomimo tego, że nawet po dostaniu się do restauracji wszędzie trzeba było stać, a to za pieczywem, a to za kawa, herbatą, za wędlinami, owocami, sałatkami, omletami itd.
Ostatnie spojrzenie na hotel
/zdjęcia hotelu po przejsciu huraganu Dennis w 2005r./
i ruszamy przedzierając się przez mokradła.
Według programu dziś powinniśmy zwiedzać Cienfuegos, ale przewodniczka powiedziała nam, że droga do tego miasta jest nieprzejezdna i za to pojedziemy do Santa Clary.
Po drodze zatrzymujemy się na parkingu. Tradycyjnie podczas gdy inni idą do baru my wychodzimy na drogę z aparatami.
i spacerujemy po parkingu.

Na placu znajduje się pomnik chłopca z butem
A to zabudowa wokół placu:
Zwiedzamy tam kilka uliczek
podglądamy prace w piekarni,
(chyba) gabinet lekarski,
prace na budowie,
oraz lekcje w-fu.
Santa Clara to nie tylko piękne uliczki i odrestaurowane budynki, ale tez i takie domy
To był ostatni wspólnie z Niemcami zwiedzany punkt na naszym objeździe.
Ruszyliśmy w strone Varadero.
Ostatni postój. Robimy małą sesje zdjęciową żółwiom, papugom, jaszczurkom i nie tylko.
Jeden z uczestników proponuje zrobienie wspólnej grupowej fotografii. Zgadzają się na to wszyscy. Wypatrujemy samochód i przy nim uwieczniamy swoje podobizny ( oczywiście tu sam samochód).
Ech.... musimy wsiadać do autokaru i ruszać. Przyszło nieodwracalne – czas pożegnań. Fajna była ta nasza grupa, miło spędziliśmy wspólnie czas. Niestety szybko ten tydzień zleciał.
Z autokaru wysiadamy jako drudzy żegnani gromkimi baj baj. No ale co się dziwić skoro nas lubili
Przewodniczka odprowadziła nas pod samą recepcję. Po zameldowaniu idziemy do pokojów, a potem ruszamy korzystać z naszych opasek all. Ponieważ byliśmy głodni, najbardziej zależało nam na odnalezieniu snack baru. Udało się nam choć nie było to łatwe.
Tu z poświęceniem wchodzę do wody z aparatem by zrobić zdjęcia w drugą stronę. Na szczęście aparat nie został zamoczony.
Varadero wieczorem jest nudne. Na ulicy brak ludzi. Restauracji mało i świecą pustkami.
Jedyną atrakcją było chyba spotkanie tępiciela moskitów, idącego w tumanie dymu.
Wracając do hotelu spotykamy znajomych z autokaru. Krótka pogawędka i wracamy do nas. Jak to dobrze, że jutro jedziemy do Hawany.
W Polsce ustaliliśmy, że całego tygodnia nie spędzimy w Varadero, tylko na 2 noce pojedziemy do Hawany. Jeszcze w kraju wykupiliśmy noclegi w hotelu znajdującym się na starówce . Pozostało nam jeszcze dostać się jakoś do Hawany. Po kolacji poszliśmy więc na poszukiwanie dworca PKS i życia nocnego. Udało nam się znaleźć tylko jedno – dworzec.
/hotelowa fontanna/Po zapełnieniu brzuchów udaliśmy się na plaże. Przezywamy szok....co za piękny kolor oceanu, te odcienie błękitu na tle białego piasku, ta przejrzystość i czystość wody. Istne cudo. Woda jest bardzo ciepła i płytka. Jest tak cudna, że można w niej cały czas siedziec Ruszamy do mauzoleum Che Guevary. Niestety jest zamknięte i możemy podziwiać tylko Plac Rewolucji i olbrzymi pomnik Che Guevary postawiony w 30 rocznicę śmierci Che. Pomnik przedstawia Che z ręką na temblaku, na pamiątke odniesionych ran podczas bitwy o Santa Clare w 1958 r. Pod statuą jest wykuty napis “Hasta la Victoria Siempre!” ( Zawsze do zwycięstwa ! ). To hasło często można spotkać na wielu bilbordach na wyspie. Na tablicy obok posągu można obejrzeć ogromną, wyrzeźbioną scenę przedstawiającą marsz Guevary z Sierra Maestra do Santa Clara i decydujące zwycięstwo nad wojskami Batisty. Przed pomnikiem rozciąga się otwarta przestrzeń Plaza de la Revolucion - miejsce wieców.
Teatro La Caridad został ufundowany przez Marie Abreu de Estevez, która chciała ukulturalnić biedotę Santa Clara. Jej rodzice, dorobiwszy się na trzcinie cukrowej, sfinansowali pierwszą klinikę i szkołę podstawową w mieście.
/plantacja cytrusów/
Santa Clara została założona w XVII w. Jest to jedno z największych i najbardziej dynamicznych miast na Kubie leżące z dala od morza w sercu prowincji. W mieście znajduje się trzeci co do wielkości uniwersytet na Kubie.
Santa Clara niczym specjalnym nie zapisała się w naszej pamięci.
Główny plac Parque Vidal stanowi towarzyskie serce Santa Clary. Kiedyś centralna część placu, przeznaczona wyłącznie dla białych, była odgrodzona od części dla ludności o afro-kubańskich korzeniach.

/ochrona przed słońcem/
Widoki po drodze do Santa Clara ( oczywiście wszystko robione przez szybę z pędzącego autokaru)
Prześlij komentarz