GUAMA 22 czerwiec 2007 (Kuba)

Pobudka wcześnie rano i pędzimy na śniadanie. Ale jesteśmy przecież na Kubie więc odbijamy się od zamkniętych drzwi. Na szczęście nie my jedni więc jest szansa, że nam wkrótce otworzą. Gdy w końcu doczekaliśmy się na otwarcie jemy w pośpiechu i pędzimy na recepcje. I po co? Znowu musimy czekać. 20 minut po czasie przyjeżdża autokar. I tu zaskoczenie, bo okazuje się, że jedziemy wraz z grupą Niemców, a nie jak nam mówiono tylko we trójkę. Na szczęście dwujęzyczny przewodnik Jose Antonio jest tak sympatyczny i gadatliwy, że nie żałujemy.

Ruszamy na półwysep Zapata. Mijamy po drodze dawny dom Al. Capone,



miasteczko z pomnikiem roweru,



wielkie uprawy cytrusów,



Kubańczyków z meczetami. Przejechaliśmy przez całą Kubę, a nie widzieliśmy zarośniętych poboczy taj jak u nas. Nie widzieliśmy tez by trawę kosili kosiarkami ( oprócz hoteli) tylko meczetami.



Półwysep Zapata jest to jedna z największych, ale i najrzadziej zaludnionych krain Kuby. Zachowała się niemal całkowicie w naturalnym stanie. Cały obszar jest chroniony jako rezerwat przyrody, częściowo z przyczyn strategicznych, gdyż po wojnie w Zatoce Świń władze wolą mieć wszystko pod kontrolą i na każdy zjazd z głównej drogi trzeba mieć oficjalne zezwolenie.
Docieramy do rezerwatu Zapata



i tam wsiadamy na łódki motorowe, którymi dotrzemy do Guamy, repliki wioski Indian Tainów.

>


Podróż łodzią zapiera nam dech w piersiach. Ten powiew i te widoki kojarzą nam się z Amazonką i sprawiają, że chcemy by ta podróż trwała jak najdłużej.



Po przepłynięciu kanału wypływamy na największe naturalne jezioro na Kubie – Laguna de Tesoro. Miejscowi Tainowie wrzucali na jego dno skarby, by nie trafiły w ręce Hiszpanów.



Przepływamy przez jezioro i docieramy do wioski.



A tu znów zapiera nam dech w piersiach. Co za widoki. Nawet świadomość, że są to repliki nie psuje nam wrażeń. Wśród pokrytych trzciną chat stoją naturalnej wielkości figury Tainów, a każda z nich reprezentuje określony aspekt kultury ludu. Spacerujemy, podziwiamy, fotografujemy...



i fotografujemy....



... i fotografujemy...jak w transie...



Przechodzimy rytualne oczyszczenie i malowanie twarzy.



Niestety mimo szczerych chęci nie dane nam było skosztować mięsa krokodyla.

Wsiadamy znów na łodzie, a gdy wpływamy na jezioro kierowca motorówki pozwala każdemu po kolei pokierować motorówką. Oczywiście grzechem by było odmówić :)))
Potem proponuje nam zmianę trasy powrotnej za drobną opłatą przez naturalny kanał. Wszyscy zgodzili się. Nagły wiraż...... i tu dopiero tracimy dech: zakręty, ptactwo, kopiec termitów, roślinność, lilie wodne.... istna bajka.



I tak jak w bajce zatrzymujemy się na “łące lilii wodnych” i każda z kobiet została obdarzona po lilii wodnej od kierowcy motorówki. Gdyby wszedł w tą wodę to scena prawie jak z “Nocy i dni” :))))))



Niestety dobiliśmy w końcu do brzegu



Kolejnym punktem programu jest wizyta na fermie krokodyli. Na półwyspie Zapata występują dwa gatunki krokodyli : amerykański i kubański. Krokodyle żyły kiedyś w tych samych basenach, jednak zaczęły się krzyżować, więc musiały zostać rozdzielone.
Krokodyle leżały prawie nieruchome. Pracownik fermy zmusił ich do ruchu smacznymi przekąskami, ale tylko na chwile. Potem znów zastygły prawie w bezruchu. Wyglądały jak kamienne rzeźby.



Po lunchu jedziemy na plaże Playa Larga w Zatoce Świń. Ale to nie w tym miejscu miała miejsce inwazja amerykańska. Woda w morzu ciepła, a piasek na plaży jeszcze cieplejszy.



Po kąpieli ruszamy do mini zoo. Jest tam oryginalna loteria z zakładami – należy zgadnąć, do której chatki wbiegnie wypuszczona z klatki świnka morska i stanąć przy tym domku. Oczywiście nikt nie zgadł, więc stwierdziliśmy, że świnka jest tresowana i wbiega do tej chatki przy której nikt nie stoi. ;))


(kawa)

Ostatni punkt wycieczki to Cárdenas. W tym mieście urodził się Elian Gonzales, mały chłopiec, który stał się symbolem konfliktu ideologicznego pomiędzy Kubą a USA. My zatrzymujemy się tu jednak z innego powodu. W Cárdenas znajduje się Museo Oscar Maria de Rojas.



Zostało założone w 1900 r. i jest jedną z najstarszych placówek muzealnych w kraju. Prezentuje bardzo różnorodne zbiory w większości dotyczące historycznego, kulturalnego i przyrodniczego dziedzictwa wyspy. Można tam zobaczyć dziwną zmniejszoną głowę z Ekwadoru, szkielet sprzed 5,8 tys. lat, biżuterie Majów, kolekcje monet, motyli, broni palnej. Robimy zrzutkę na wykupienie pozwolenia na fotografowanie ( 5 CUC ) i jako jedyni z całej grupy robimy zdjęcia. Babcia, która pracuje w muzeum tak się tym przejęła, że od momentu przekroczenia progu pierwszej sali ciągnęła mnie za sobą i kazała praktycznie każdy eksponat fotografować. Nie sposób było jej zgubić, a o odmowie zrobienia zdjęcia można było zapomnieć. Babcia nawet podniosła raz szklaną osłonę by można było zrobić dobre zdjęcie. Z tego wszystkiego mamy mnóstwo zdjęć kamieni i kamyków i innych drobiazgów.



(na pierwszy rzut oka to czaszka, ale jeśli się przyjrzycie to zobaczycie, ze jest to ... )



(tym piórem podpisano pierwsza konstytucje Kuby)



Zajęci pozbywaniem się babci nie zauważamy, że za oknem bardzo rozpadało się. Dostrzegamy to dopiero po wyjściu gdy rzuca się nam w oczy chłopiec bawiący się w wodzie na ulicy. Woda sięgała mu prawie po kolana, a on biegał po niej, nurkował. Szkoda, że nie mogłyśmy do niego dołączyć.



Gdy ruszyliśmy autokarem to widzimy, że ulice miasteczka zamieniły się w potoki. A deszcz padał krótko.
Po powrocie do hotelu idziemy na pyszną kawę, potem kolacja. Padający deszcz uniemożliwia nam spacery wieczorne więc wieczór spędzamy w hotelowym barze.

Kategoria:
0 Responses

Prześlij komentarz