Dziś dzień zakupów. Po śniadaniu ruszamy w miasto w poszukiwaniu miejscowego bazarku. Zgodnie z przewodnikiem znajduję się on naprzeciwko Parku Centralnego. Ku naszemu rozczarowaniu nic tam nie było oprócz ogrodzonego placu budowy. Ruszamy więc w przeciwnym kierunku ku małemu bazarkowi, który wypatrzyliśmy z autokaru gdy wracaliśmy do Varadero. Po drodze wstępujemy do wypożyczalni skuterów i dogadujemy wypożyczenie nam po południu rowerów. Niestety gapy z nas bo nie zabraliśmy na Kubę prawa jazdy, a bez niego wypożyczenie skuterów nie jest możliwe.
Mijając nasz hotel nie możemy odmówić sobie szklaneczki coli. Ponieważ zakupy nas wołały picie było szybkie i idziemy dalej. Tuż przed bazarkiem zatrzymują nas przejeżdżający na skuterze Niemcy, z którymi byliśmy na objeździe. Cieszyli się na nasz widok tak jakbyśmy byli ich najlepszymi przyjaciółmi :)))) Pogadaliśmy chwilę, my po angielsku, oni po niemiecku i ruszyliśmy dalej. Bazarek malutki, ale wizyta na nim jakże była owocna. Nie tylko kupiliśmy brakujące prezenty, ale spotkaliśmy i innych “znajomych” z naszej grupy objazdowej. Dostaliśmy zaproszenie na spotkanie grupy w niedziele wieczorem do jakiegoś tam hotelu. Niestety my w tym czasie będziemy już lecieć do Polski. Na bazarku kupujemy tez imieninowy prezent dla Nuski, bo następnego dnia ma imieniny. :)) Oczywiście nie wiedziała co to
.
W powrotnej drodze w sklepikach kupiliśmy cygara, płyty. Wróciliśmy do hotelu na lunch. Po lunchu krótka sesja zdjęciowa na plaży i relaks na plaży.
Z wypożyczeniem rowerów był extra pomysł, zwłaszcza, że zapłaciliśmy mniej niż się spodziewaliśmy ( po 4 CUC ). Jechało nam się fajnie z wyjątkiem gdy do pokonania była górki. :))
Dojechaliśmy do pola golfowego, a ponieważ był to półmetek naszego czasu więc postanowiliśmy zawrócić. Zmieniliśmy nieco powrotną trasę dzięki czemu ominęliśmy owe górki, które tak dały nam się we znaki.

>

Po rowerach sił starcza nam jedynie na doczołganie się do hotelowego baru... na cole. Odpoczynek i zanim poszliśmy do pokojów na odpoczynek wstąpiliśmy do hotelowego sklepiku by kupić rum, koszulkę, piwa. Teraz czas na zasłużony odpoczynek.
Na kolacji spotykamy sympatyczną parę Polaków. Wymieniamy się wrażeniami z podróży, a potem to już standard: bar, pogawędka. Powoli też już pora pakować się więc wracamy do pokoi. U mnie w pokoju wydarzyło się coś dziwnego... i jaka strata.... na półce przy łóżku stała butelka rumu ... i nie uwierzycie, ale usłyszałam z łazienki huk, a gdy wybiegłam na podłodze leżała potłuczona butelka. Dziwne. A jakie opary rumowe zaczęły się po chwili unosić
. Więcej się przez tą noc nawdychałam oparów niż przez cały pobyt wypiłam rumu.
Mijając nasz hotel nie możemy odmówić sobie szklaneczki coli. Ponieważ zakupy nas wołały picie było szybkie i idziemy dalej. Tuż przed bazarkiem zatrzymują nas przejeżdżający na skuterze Niemcy, z którymi byliśmy na objeździe. Cieszyli się na nasz widok tak jakbyśmy byli ich najlepszymi przyjaciółmi :)))) Pogadaliśmy chwilę, my po angielsku, oni po niemiecku i ruszyliśmy dalej. Bazarek malutki, ale wizyta na nim jakże była owocna. Nie tylko kupiliśmy brakujące prezenty, ale spotkaliśmy i innych “znajomych” z naszej grupy objazdowej. Dostaliśmy zaproszenie na spotkanie grupy w niedziele wieczorem do jakiegoś tam hotelu. Niestety my w tym czasie będziemy już lecieć do Polski. Na bazarku kupujemy tez imieninowy prezent dla Nuski, bo następnego dnia ma imieniny. :)) Oczywiście nie wiedziała co to
W powrotnej drodze w sklepikach kupiliśmy cygara, płyty. Wróciliśmy do hotelu na lunch. Po lunchu krótka sesja zdjęciowa na plaży i relaks na plaży.
Z wypożyczeniem rowerów był extra pomysł, zwłaszcza, że zapłaciliśmy mniej niż się spodziewaliśmy ( po 4 CUC ). Jechało nam się fajnie z wyjątkiem gdy do pokonania była górki. :))
Dojechaliśmy do pola golfowego, a ponieważ był to półmetek naszego czasu więc postanowiliśmy zawrócić. Zmieniliśmy nieco powrotną trasę dzięki czemu ominęliśmy owe górki, które tak dały nam się we znaki.
>
Po rowerach sił starcza nam jedynie na doczołganie się do hotelowego baru... na cole. Odpoczynek i zanim poszliśmy do pokojów na odpoczynek wstąpiliśmy do hotelowego sklepiku by kupić rum, koszulkę, piwa. Teraz czas na zasłużony odpoczynek.
Na kolacji spotykamy sympatyczną parę Polaków. Wymieniamy się wrażeniami z podróży, a potem to już standard: bar, pogawędka. Powoli też już pora pakować się więc wracamy do pokoi. U mnie w pokoju wydarzyło się coś dziwnego... i jaka strata.... na półce przy łóżku stała butelka rumu ... i nie uwierzycie, ale usłyszałam z łazienki huk, a gdy wybiegłam na podłodze leżała potłuczona butelka. Dziwne. A jakie opary rumowe zaczęły się po chwili unosić
Prześlij komentarz