HAWANA 20 czerwiec 2007 (Kuba)

Śniadanie jemy na tarasie, a po nim idziemy na spotkanie z rezydentką do hotelu Telegrafo. Przeżywamy szok, bo okazuje się, że przyszła ona specjalnie dla nas i ma dla nas dwie bardzo miłe wiadomości. Pierwsza to taka, że opłata wyjazdowa już została opłacona za nas, a druga, że jutro mamy darmowy przejazd do Varadero z naszego hotelu. Naprawdę miły szok. Jednak Ci Niemcy to maja super podejście do klienta :)))
Kolejną frajdę tego dnia zafundowaliśmy sobie sami – godzinna przejażdżka cudnym, żółtym cadillackiem. Poszliśmy pod kapitol, gdzie mają postój stare taksówki. Stały akurat dwa samochody. My wybraliśmy żółty w którym siedzieli obaj kierowcy. Zaczęliśmy się targować i gdy dobiliśmy targu ( 30 CUC ), kierowca tego drugiego brzydszego myślał, ze to z nim chcemy. Odmówiliśmy i wsiedliśmy do żółtej. Wiatr wiał we włosy a my jechaliśmy ulicami Hawany zwiedzając kilka już nam znanych miejsc,


a także odkrywając kilka nowych: port, dzielnice bogaczy, dzielnice nowoczesną.


Przy tym bilbordzie kierowca zwolnił widząc nasz uśmiech. Już go widzieliśmy wcześniej gdy byliśmy w Hawanie z naszą grupą na objeździe tylko nie zdążyliśmy zrobić zdjęcia z szybko jadącego autokaru. Większość Niemców na jego widok oburzyło się. Ten w środku to Luis Posada Carriles. Wysadził on w powietrze kubański samolot z 73 osobami na pokładzie, urządzał zamachy bombowe na dyskoteki, nocne kluby, ośrodki turystyczne i ambasady, w których to zamachach zginęły setki osób, a także stał za próbami zabójstwa Fidela Castro i innych członków rządu kubańskiego. Został przez Stany Zjednoczone uniewinniony.


Dotarliśmy w końcu do parku. Wcześniej kierowca pytał się nas czy chcemy, żeby zatrzymał się...nie chcieliśmy. A tu chcieliśmy. Parque Almendares to największy zielony obszar w mieście. Park jest niezwykle uroczy, wygląda niczym z bajki.


Robimy zdjęcia cudnym drzewom i nagle.... jesteśmy świadkami czarnej magii. Słyszymy śpiew podczas rytuału zarzynania kury. Zauważa nas Kubanka, ale nie rzuca na nas klątwy tylko uśmiecha się. Ufffff...


Wracając do samochodu zauważamy na ścieżce zapaloną małą świeczkę i cygaro. Ta świeczka to chyba też od magii.


Potem kierowca mówi nam, że w tym parku często można zobaczyć właśnie takie obrazki.
Przejażdżka dobiegła końca, a my jeszcze oczywiście zrobiliśmy sobie sesje fotograficzną w taksówce, na taksówce, przy tej taksówce.

 
Po przejażdżce idziemy do El Floridity.


Bar stał się sławny odkąd upodobał go sobie Ernest Hemingway. W latach 50 lokal regularnie odwiedzały takie sławy jak : Errol Flynn, Frank Sinatra, Gary Cooper, Marlena Dietrich. W rankingu z 1953 El Floridita znalazła się wśród najlepszych barw świata, obok 21 nowojorskich klubów, paryskiego Ritza i Raffles w Singapurze. Głoszono, że podają tu doskonałe daiquiri. Dzięki sławie lokalu znany stał się ten drink, a Hemingway obmyślił nawet jego własną wersję – daiquiri special, podawaną do dziś.


Kiedyś była to zaciszna staromodna knajpka z wentylatorami u sufitu. Z dawnej atmosfery nie pozostał nawet ślad. Lokal zmienił się w komercyjną, przyciągającą turystów atrakcję.


Zamawiamy sobie cole, a potem helluś informuje nas, że jest to najdroższa knajpa w mieście.


Od razu zaczęłyśmy marzyć o księciu, który zjawi się i ureguluje rachunek. I tym razem nasze marzenie spełniło się. Jak chcemy tak mamy...no może nie był to książę, ale rachunek zapłacił )))))) Co za wspaniały dzień !
Po ochłodzeniu się tak pyszną colą idziemy zrobić sobie zdjęcia z Graciellą.
Fotografujemy po drodze co się da


Sesja Gracielli kosztowała nas niemało, bo aż 5 CUC, ale co to dla nas :)) zdarła z nas strasznie, ale jakie mamy zdjęcia :)))
A Graciella jak Fidel nie jest wiecznie żywa więc nie ma co żałować grosza. Oczywiście tu tylko wklejam samą Graciellę i jej koleżankę, chyba koleżankę skoro razem siedziały.


Idziemy kupić pamiątki na bazar znajdujący się w pobliżu Plaza de Armas. Trochę czasu nam to zajęło, ale każdy coś tam sobie kupił.


Obładowani siatami wracamy na sjestę do hotelu. Popołudniowe wyjście to wizyta na poczcie by wysłać pocztówki, bank i dobra ale strasznie duża pizza. Potem toczymy się z pełnymi brzuchami na Plaza de Armas by jeszcze raz podziwiać pałac gubernatora


Castillo de la Fuerza


El Template


i na Malecon by podziwiać zachód słońca.
Malecón - najsłynniejsze wybrzeże w Hawanie. Wije się jakieś 4 km. Wcześniej wyczytaliśmy w przewodnikach, że zawsze tu pełno ludzi, że Melecón to bawialnia Hawany. My nie widzieliśmy tłumów, a nawet można powiedzieć, że było tu pusto. Jedynie było tu sporo rybaków.


Zachód słońca piękny tylko na samym końcu słońce schowało się za chmury.


Wracając do hotelu przystanęliśmy na chwilę przy pomniku Maxima Gomeza by popatrzeć jak tańczą kapuerę. Jest to taniec, który polega na pokazywaniu “walki w tańcu”.


Jeszcze tyle jest do obejrzenia w Hawanie a jutro musimy wracać do Varadero.... szkoda.
Kategoria:
0 Responses

Prześlij komentarz