Delhi - Jaipur 6.03.2009 (Indie)

Rano mieliśmy opuścić hotel o godzinie 9.00, ale odjazd przeciągał się, ponieważ źle zostały policzone nasze bagaże. Nie mogli dojść ile sztuk i trochę to potrwało zanim wszystko zgadzało się i w końcu ruszyliśmy na dalsze zwiedzanie Delhi.
Podjechaliśmy pod Świątynie Lakshmi. Świątynia zbudowana w 1938 r. ku czci Lakszmi, bogini dobrobytu i błogosławieństw losu. W świątyni jest dużo swastyk. W Indiach swastyka jest częstym znakiem magicznym i religijnym. Jest powszechnie stosowana jako symbol pomyślności.





Ruszamy. Wjeżdżamy na autostradę. Autostrada to jest zbyt mocno powiedziane, bo prędkość jaką można rozwinąć to z 80 km/k. Poza tym autostrada, a ludzie przechodzą sobie normalnie przez drogę, ale bramki żeby wjechać na nią są.

Przejeżdżamy przez miasta i wsie z nosami przyklejonymi do szyby obserwując wszystko. Zatrzymujemy się na jakimś postoju na odpoczynek. Podczas gdy cała grupa poszła do baru my nie marnujemy czasu i udajemy się w stronę szosy by robić zdjęcia. Idziemy wzdłuż szosy do następnej przydrożnej restauracji gdzie wychodzą chłopaki wyglądający jak z filmów Hollywood i się gapią. Jesteśmy dla nich czymś egzotycznym, bo kolor naszej skóry jest biały.




Samochody, w tym nasz autobus ozdobione są różnymi pomponami, wstążkami itd. które mają odstraszać złe duchy.


Wracamy, na nasz parking i stajemy przy drodze by dalej robić zdjęcia. Z daleka zauważam samochód, którym jedzie pełno chłopaków. Chcieliśmy im zrobić zdjęcia, ale samochód zaczął jechać prosto na nas. Zatrzymał się no i się zaczęło. Zaczęli robić zdjęcia nam, a my im. Włączyli muzykę na full i zaczęli prężyć muskuły i tańczyć. Co niektórzy zeszli z samochodu i zaczęli robić zdjęcia z nami. Nasi zaczęli wychodzić z restauracji na ulicę zwabieni głośną muzyką z samochodu. Niestety nasi koledzy musieli jechać dalej, uścisnęli nam dłonie i pojechali.






Po postoju ruszamy do hotelu. Hotel super. Witają nas w nim naszyjnikami z kwiatów i jakimś napojem. Każdemu robią na czole czerwoną plamkę. Bindi pochodzi od sanskryckiego słowa "bindu" , kropla. Oznacza mistyczne trzecie oko. Ma symbolizować, a właściwie przynosić pomyślność. Umieszcza się je w punkcie energetycznym zwanym "agna" pomiędzy oczami, odrobinę ponad brwiami - miejsce to jest miejscem ukrytej mądrości. To miejsce koncentracji i medytacji. Centralnym punktem tego miejsca jest "bindu". Kolor czerwony w tym przypadku oznacza i krew ofiarną dla bogów, i miłość, i szczęście, i powodzenie, i siłę. Wdowy powinny przestać malować bindi.
Przed wejściem gra rodzina hinduska ubrana w tradycyjny strój.



Podczas kolacji przygrywa nam z jednej strony rodzinka hinduska, a z drugiej strony puszczane jest jakieś disco z lat 80-tych. Oczywiście jedni drugich zagłuszają. Potem idziemy z aparatami na krótki spacer. Po powrocie padamy spać, bo znów za nami napięty i pełen wrażeń dzień.
 
Zdjęć niestety nie można robić w środku, ale jak cała grupa odeszła strażnik pozwolił wejść nam kilka kroków za bramę do środka by zrobić zdjęcia. Oczywiście tylko na zewnątrz. 



Następnym punktem jest wspaniały grobowiec Humajuna. Budowa grobowca rozpoczęła się w 1564 roku, po śmierci Humajuna. Pracami budowlanymi kierowała wdowa po Humajunie, Hamida Banu Begum. Budowa zakończona została w 1572r. Grobowiec reprezentuje wczesny styl architektury Mogołów, łączący sztukę indyjską z sztuką perską, który ewoluując w późniejszym okresie przyczynił się do stworzenia Tadź Mahal w Agrze. Z tego też powodu mauzoleum Humajuna wzbudza bardzo duże zainteresowanie. W obrębie kompleksu, w budowli z czerwono-białego piaskowca i żółto-czarnego marmuru, spoczywa także żona cesarza. W 1993 Grobowiec Humajuna został wpisany na Listę Światowego dziedzictwa UNESCO.
Zanim dojdziemy do grobowca najpierw idziemy aleją


Mijamy zamiatacza. Zamiatacz należy do najniższej kasty. Pierwsza i najwyższa kasta braminów (kapłanów) wyłoniła się z ust Brahmy w chwili stworzenia, kszatrije (wojownicy) powstali z ramion Stwórcy, wajśjowie (kupcy) z jego ud, natomiast śudrowie (chłopi) ze stóp. Piątą, najniższą kategorię społeczeństwa tworzą pariasi (zwani również niedotykalnymi lub dalitami). Nie należą do żadnej z kast, wykonują ciężkie prace fizyczne lub pogardzane w Indiach czynności, do jakich należy na przykład zamiatanie ulic czy sprzątanie publicznych latryn. Powstanie niedotykalnych ma swoje wyjaśnienie. Gdy na porządku dziennym były zabójstwa służących dokonywane przez panów, stwierdzenie "Nie dotknę Cię, ale od dziś jesteś dla mnie martwy" co prawda chroniło nieszczęśnika przed śmiercią, lecz równocześnie spychało na margines życia. Zwyczajnie nie istnieli. Zabronione było im przebywanie w jednym pomieszczeniu z członkami innych kast czy wspólne spożywanie posiłków. To o nich, pozbawionych praw, dbał Mahatma Gandhi. Ważna była też kwestia edukacji, zabiegano, by dzięki nauce mieli lepszy start. Na tym tle rozdrażnienia społeczne zachowały się do dziś; często przedstawiciele innych kast mają za złe niedotykalnym, że bez problemu dostają pracę, o którą ubiegają się też lepiej wykształceni. Bowiem z racji swej niskiej pozycji potrzebują oni mniej punktów czy wystarczają im niższe oceny. W prawie każdej dziedzinie życie Hindusa podporządkowane jest niepisanemu prawu o kastach. Dodatkowo jest nieskończenie wiele podkast. Choć oficjalnie zostały one zniesione po odzyskaniu przez Indie niepodległości, głęboko tkwią w mentalności ludzi. I widzi się, że społeczności łączą się tylko pomiędzy sobą, nie dopuszczając nikogo spoza kręgu. Z przedstawicielami innych grup przyjaźnią się, siedzą razem przy stole, ale nie żenią się.


Mijamy pierwszą bramę:


Idziemy do drugiej bramy


I po jej przejściu ukazuje się nam wspaniały widok.






Dochodzimy wreszcie do samego mauzoleum. Wygląda naprawdę imponująco








Odłączamy się od grupy i wchodzimy w jakieś boczne mury. Nie są tak imponujące jak samo mauzoleum i nie wiemy po czym zostały



Ruszamy dalej. Przejeżdżamy przez Delhi i obserwujemy  życie ludzi. Na ulicach można zobaczyć wszystko. Ludzie śpią, gotują, żebrzą, pracują, a także myją się.


Podjeżdżamy pod Kutab Minar. Kutab Minar to niebotyczna wieża zwycięstwa, której budowę rozpoczęto w 1193 r., tuż po obaleniu przez muzułmanów ostatniego hinduskiego królestwa w Delhi. Wieża ma prawie 73 m wysokości. Średnica u podstawy wynosi 15 m i zmniejsza się stopniowo, tak że na samej górze ma  2,5 m.
Kutab Minar składa się z pięciu odrębnych pięter, zaznaczonych balkonami. Pierwsze trzy kondygnacje wykonano z czerwonego piaskowca, czwartą i piątą – z marmuru i piaskowca. Budowę obiektu rozpoczął Kutb ad-Din, lecz wzniósł jedynie pierwszą kondygnację. Dokończyli ją jego następcy, a w 1368 r. Firuz Szach Tughlak przebudował górne piętra i zwieńczył wieżę kopułą. Trzęsienie ziemi w 1803 r. spowodowało zawalenie się kopuły. W 1829 r. nieznany z nazwiska Anglik zastąpił ją nową. Uznana za nieodpowiednią, została usunięta parę lat później. Ta wspaniale ozdobiona wieża jest lekko pochylona, ale zachowała się w zadziwiająco dobrym stanie. Nie można wchodzić do góry.


U stóp Kutab Minaru wznosi się Quwwat-ul-Islam Masjid (Meczet Potęgi Islamu) – pierwszy meczet zbudowany w Indiach. Budowę na fundamentach hinduskiej świątyni zaczął Kutb ad-Din w 1193 r.; potem przez wieki meczet rozbudowywali i przebudowywali kolejni władcy. Inskrypcja na wschodniej bramie mówi, że materiał do budowy obiektu wzięto z wyburzenia „27 bałwochwalczych świątyń”. Wiele elementów konstrukcyjnych budowli zdradza swoje pochodzenie ze świątyń hinduskich i dźinijskich. Na dziedzińcu stoi siedmiometrowej wysokości Iron Pillar (Żelazny Słup), który znajdował się w tym miejscu na długo przed budową meczetu. Sześć linijek sanskryckiej inskrypcji zdradza, iż słup został wzniesiony przed hinduską świątynią Wisznu, prawdopodobnie w Biharze, ku pamięci panującego w latach 375–413 Ćandragupty II, króla z dynastii Guptów. Inskrypcja nie wspomina o tym, jak powstał ten żelazny słup, o niezwykłej czystości metalu. Naukowcy do dziś nie odkryli, w jaki sposób, biorąc pod uwagę ówczesną technologię, otrzymano najwyższej jakości żelazo, nie poddające się korozji przez 2000 lat. Przepowiednia mówi, że kto obejmie słup rękami, stojąc doń plecami, temu spełni się życzenie. Niestety, obecnie słup jest ogrodzony.



Kutab Minar poza swą funkcją religijną pełnił także rolę wieży strażniczej i był swego rodzaju pomnikiem zwycięstwa. Zyskał sobie sławę miejsca ulubionego przez samobójców. Od 1993 r. znajduje się na liście światowego dziedzictwa UNESCO.




















Opuszczamy Delhi i udajemy się do Jaipuru, miasta w północno-zachodnich Indiach, stolice stanu Radżasthan. Po drodze zatrzymujemy się na chwilę przy pomniku Śiwy. Śiwa tworzy Trimurti (rodzaj trójcy hinduistycznej) razem z Brahmą i Wisznu, w której symbolizuje unicestwiający i odnawiający aspekt boskości. Śiwa nosi 1008 imion i przedstawiany jest najczęściej jako Nataradża – mistrz i władca tańca, ale także jako jogin i asceta, jako dobroczyńca, głowa rodziny oraz jako niszczyciel. Śiwa przedstawiany jest jako mężczyzna o czterech ramionach i trzech oczach (z których środkowe jest okiem mistycznym, położonym na środku czoła i zamkniętym). Niektóre rzadsze wizerunki ukazują go z różną liczbą głów (większą niż jedna). Charakterystyczne dla niego są też włosy spięte w kok nad jego głową. Jego najbardziej znaczącym atrybutem jest trójząb. Małżonką Śiwy jest Śakti (znana pod postacią Durgi, Kali, Parwati i Umy), czasem też z nim przedstawiana. Synami Śiwy są Ganeśa i Karttikeja.




         Ruszamy. Wjeżdżamy na autostradę. Autostrada to jest zbyt mocno powiedziane, bo prędkość jaką można rozwinąć to z 80 km/k. Poza tym autostrada, a ludzie przechodzą sobie normalnie przez drogę, ale bramki żeby wjechać na nią są.
Przejeżdżamy przez miasta i wsie z nosami przyklejonymi do szyby obserwując wszystko. Zatrzymujemy się na jakimś postoju na odpoczynek. Podczas gdy cała grupa poszła do baru my nie marnujemy czasu i udajemy się w stronę szosy by robić zdjęcia. Idziemy wzdłuż szosy do następnej przydrożnej restauracji gdzie wychodzą chłopaki wyglądający jak z filmów Hollywood i się gapią. Jesteśmy dla nich czymś egzotycznym, bo kolor naszej skóry jest biały.



Samochody, w tym nasz autobus ozdobione są różnymi pomponami, wstążkami itd. które mają odstraszać złe duchy.


Wracamy, na nasz parking i stajemy przy drodze by dalej robić zdjęcia. Z daleka zauważam samochód, którym jedzie pełno chłopaków. Chcieliśmy im zrobić zdjęcia, ale samochód zaczął jechać prosto na nas. Zatrzymał się no i się zaczęło. Zaczęli robić zdjęcia nam, a my im. Włączyli muzykę na full i zaczęli prężyć muskuły i tańczyć. Co niektórzy zeszli z samochodu i zaczęli robić zdjęcia z nami. Nasi zaczęli wychodzić z restauracji na ulicę zwabieni głośną muzyką z samochodu. Niestety nasi koledzy musieli jechać dalej, uścisnęli nam dłonie i pojechali.




Po postoju ruszamy do hotelu. Hotel super. Witają nas w nim naszyjnikami z kwiatów i jakimś napojem. Każdemu robią na czole czerwoną plamkę. Bindi pochodzi od sanskryckiego słowa "bindu" , kropla. Oznacza mistyczne trzecie oko. Ma symbolizować, a właściwie przynosić pomyślność. Umieszcza się je w punkcie energetycznym zwanym "agna" pomiędzy oczami, odrobinę ponad brwiami - miejsce to jest miejscem ukrytej mądrości. To miejsce koncentracji i medytacji. Centralnym punktem tego miejsca jest "bindu". Kolor czerwony w tym przypadku oznacza i krew ofiarną dla bogów, i miłość, i szczęście, i powodzenie, i siłę. Wdowy powinny przestać malować bindi.
Przed wejściem gra rodzina hinduska ubrana w tradycyjny strój.


Podczas kolacji przygrywa nam z jednej strony rodzinka hinduska, a z drugiej strony puszczane jest jakieś disco z lat 80-tych. Oczywiście jedni drugich zagłuszają. Potem idziemy z aparatami na krótki spacer. Po powrocie padamy spać, bo znów za nami napięty i pełen wrażeń dzień.
Kategoria:
0 Responses

Prześlij komentarz