Katmandu – Delhi 25 marzec 2009 (Nepal, Indie)


Pobudka. Śniadanie. Czas wolny. Poszliśmy na ostatni krótki spacer po uliczkach przylegających do hotelu. 


Na ulicy można skorzystac z usług fryzjera.


Tak wyglądają indyjskie i nepalskie słupy

Po powrocie do hotelu zniesliśmy nasze bagaże. Można je było zważyć na wadze ustawionej w holu. Pilotka powiedziała nam, że na lotnisku bardzo pilnują wagi bagażu by nie została przekroczona. Mój oczywiście miał więcej niż 20 kg więc trzeba było przepakować co się dało. Okazało się, że inni też mieli nadbagaż, więc w pośpiechu też się przepakowywali. Potem już w Delhi, gdy ważylismy znów nasze bagaże okazało się, że do 20 kg brakuje nam. Waga hotelowa ważyła więc za dużo. Gdy już mieliśmy opuszczać hotel wybuchła mała afera. Obsługa hotelu chciała od Marzeny 100$ za przypalenie prześcieradła. Marzena oczywiście zaprzeczała, że paliła w łóżku i nie chciała płacić. Prawdopodobnie odsługa podrzuciła przypalone prześcieradło i chciała wyłudzić pieniądze i to niemałe, bo za prześcieradło 100$? Po burzliwej awanturze na korzyśc Marzeny ruszyliśmy na lotnisko.
Lotnisko było małe. Brak było wyświetlanej tablicy przylotów i odlotów. Poza tym przy stoisku gdzie się odprawialiśmy nie było żadnej informacji gdzie leci odprawiana kolejka. Ale tam nam kazali stanąć wiec tam staliśmy i się odprawialiśmy. Po oddaniu bagaży przeszlismy do kontroli bagaży podręcznych. Normalnie bagaże są prześwietlane, a tu nie dośc że prześwietlane to i kontrolowane przez funkcjonariuszy. Każdy bagaż podręczny trzeba było rozpakować i pokazać co się przewozi. Ja miałam szczęscie, chociaż przecież nic nie przemycałam J, bo funkcjonariusz kazał mi tylko wyjąc aparat i okulary a potem machnął ręką i kazał iśc dalej. Inni musieli nawet rozpakowywac upominki by pokazać co jest zapakowane.
Potem wyszliśmy na płyte lotniska i kontrola przed schodami do samolotu jeszcze raz taka sama. Tym razem ograniczono się raczej do sięgania i grzebania ręką w bagażu podręcznym.
Start i sam lot przebiegał spokojnie. Po przylocie do Delhi czekał na nas pod lotniskiem autobus z naszym starym znajomym kierowcą Sikhiem i jego pomocnikiem Menosem. Zawieźli nas do tego samego hotelu, w którym spędziliśmy pierwszy nocleg. Pokój dostaliśmy lepszy. Przed kolacją udaliśmy się na zakupy, by wydać ostatnie grosze. Do miejsca gdzie można było kupić piwo podprowadził nas przewodnik, który był na objeździe z grupą gdy poprzednim razem była nasza pilotka. Miał na imie Franciszek, był chrześcijaninem i pochodził z Kareli. Troszke nam poopowiadał o Indiach, o życiu.  
Na naszej ostatniej wspólnej kolacji pożegnaliśmy Oscara. Były ostatnie wspólne zdjęcia, uściski. Oscar musiał nas opuścić wcześniej ponieważ jego mieszkanie znajdowało się 2 godziny od naszego hotelu – oczywiście w Delhi :))) i musiał jakoś dotrzeć do niego komunikacja miejską. Poprzedni przewodnik, ten który był na objeździe z poprzednią grupą Beaty, podobno ładnie śpiewał. Beata przy wsparciu nas wszystkich namówiła go żeby coś dla nas zaśpiewał. W końcu dał się namówić. Faktycznie głos miał ładny.  
Po kolacji posiedzieliśmy jeszcze troche. Żal nam było, że nasz objazd już dobiega końca. Niestety nadszedł czas i trzeba było iśc spać by wypocząc przed podróżą powrotną.

Kategoria: ,
0 Responses

Prześlij komentarz