Katmandu – Patan 23 marzec 2009 (Nepal)

O 10.30 ruszamy na zwiedzanie Katmandu. Kathmandu jest stolicą, największym i najważniejszym miastem Nepalu. W opinii wielu osób, należy do najpiękniejszych i najbardziej klimatycznych miast Azji.
Miasto ma prawie 2000 lat historii, a znaczna jego część wygląda dziś tak, jak prawdopodobnie wyglądała kilkaset lat temu. Setki wąskich uliczek, tysiące sklepików, małych restauracji, pałace, monumentalne stupy, świątynie i małe kapliczki na każdym rogu, przepiękna, egzotyczna architektura, drażniący nozdrza zapach kadzidełek, który roznosi się praktycznie wszędzie, targowiska, odbywające się codziennie religijne ceremonie, odgłosy instrumentów i dzwonki rikszarzy, te wszystkie świadectwa bogatej kultury, sztuki i tradycji Nepalu sprawiają, że po Kathmandu można spacerować godzinami, przez wiele dni i ciągle odkrywać jakieś nowe, fantastyczne miejsca.
Kathmandu jest położone na wysokości ponad 1300 metrów nad poziomem morza, dzięki czemu latem nie jest tu zbyt gorąco, za to zimą potrafi być dość chłodno.
Zwiedzanie zaczynamy od wzgórza Swayambunath. Na wzgórzu znajduję się stupa.
Stupy to najprostsze sakralne budowle buddyjskie. Zwykle są to kamienne , czaszowe budowle, w których przechowywuje się relikwie Buddy: czasem szczątki, a w wypadku Swajumbhunath – należące do niego przedmioty. Mniejsze stupy zawierają manuskrypty, mantry albo - głębiej w górach – szczątki świętych lamów.
Stupa Swayambunath zwana też Świątynią Małp, liczy ponad 2 tys. lat. Obecnie stupa stanowi cel pielgrzymek zarówno wyznawców religii buddyjskiej, jak i hinduistycznej. U stóp jak i na szczycie wzgórza, na które prowadzi 365 schodów, zlokalizowany jest kompleks świątyń różnych religii. We wnętrzu stupy znajdują się relikwie i drukowane święte mantry. Białą kopułę obrazującą stworzenie świata zdobią posągi medytującego Buddy. Reprezentują cztery żywioły: ziemię, powietrze, wodę i ogień. W budowli odnajdziemy też inne symbole, np. 13 złoconych pierścieni na iglicy odpowiada 13 stopniom wtajemniczenia prowadzącym do oświecenia.
Żeby dostać się do stupy trzeba pokonać 365 schodów, albo można dostać się krótszą drogą mającą tylko kilka schodków. My oczywiście weszliśmy schodami. Wejście nie było bardzo męczące, a warto było by poczuć klimat tego miejsca.

Schody prowadzące na wzgórze:









Na wzgórzu – przy stupie Swayambunath:






 

Na wzgórzu – stupa Swayambunath. Na podstawie stupy widać oczy Buddy czuwając nad szanowaniem prawd kardynalnych.




Młynki modlitewne przy stupie. Na młynkach modlitewnych wypisuje się mantrę „Om mani padme hum (mani padme „klejnot w lotosie” = Budda lub jego nauka jest w świecie). Flagi modlitewne oddają myśli wiatrom.



Ruszamy do Patanu.  Patan to drugie co do wielkości miasto Doliny Katmandu, oddzielone od stolicy jedynie korytem rzeki Bagmati, nosi też nazwę Lalitpur (Miasto Piękna). Długa historia Patanu wiąże się z buddyzmem; w czterech jego stronach wznoszą się stupy, których budowę przypisuje się Aśoce, władcy wielkiego imperium buddyjskiego w III w. p.n.e.
Inskrypcje zawierają też wzmianki o pałacach miejskich pochodzących z V w. p.n.e. Czasy najpełniejszego rozkwitu architektury Patanu przypadają na okres panowania Mallów (XVI–XVIII w.).
Durbar Square (plac Darbar), w centrum Patanu, stanowi prawdziwą ucztę architektoniczną: jest tu mnóstwo świątyń budowanych w przeróżnych stylach. Takie zagęszczenie budowli sakralnych nie występuje nawet w Katmandu ani w Bhaktapurze.
Przy wejściu na Durbar trzeba zapłacić 200 Rs. 

Podjeżdżamy do Złotej Świątyni - Suwarna Mahawihara. Ten niezwykły buddyjski klasztor istniał już w XII w., chociaż najstarsze udokumentowane wzmianki o nim pochodzą z 1409 r.  Z ulicy drogę do bram klasztoru, strzeżonych przez malowane lwy, wskazuje kierunkowskaz. Na pierwszy rzut oka nic nie zapowiada niespodzianki, jaka kryje się na dziedzińcu dużej prostokątnej budowli o złoconej fasadzie, przykrytej trzema dachami. W środku świątyni znajdują się wizerunki Buddy i Awalokiteśwary. Na pierwsze piętro, gdzie mnisi pokazują zwiedzającym portrety i freski zdobiące ściany, wiodą obszerne schody.
Wewnętrzny dziedziniec zaopatrzony jest z trzech stron w zewnętrzne pasaże obramowane poręczami; przy ich skraju należy zdjąć obuwie i zostawić galanterię skórzaną. Pośrodku dziedzińca wznosi się niewielka, ale bogato zdobiona świątynia zwieńczona złotym dachem, z niezwykle misternie wykonanym szczytem w kształcie dzwonu. Klasztor ufundował patański kupiec, który wzbogacił się na handlu z Tybetem.






Po zwiedzeniu Złotej Świątyni udajemy się na Durbar Square. Plac rozpościera się u stóp pałacu królewskiego, jest zupełnie wyjątkowym gąszczem świątyń, niewątpliwie najbardziej urzekającym przeglądem architektury Newarów, jaki można w Nepalu zobaczyć.

Zatrzymujemy się na chwilę przy ujęciu wody. Z tego miejsca mieszkańcy Patanu niezmiennie od 400 lat czerpią wodę pitną. W tym czasie zmieniły się tylko pojemniki - na plastikowe.


Przed Płacem Królewskim na ławeczce wypoczywają Nepalczycy.



Wchodzimy na dziedziniec Pałacu Królewskiego. Pałac Królewski powstał częściowo już w XIV w., lecz właściwy wygląd nadali mu królowie Siddhinarsingh, Shriniwasha i Wisznu z dynastii Mallów w XVII i XVIII w.
Ucierpiał poważnie w 1768 r., gdy Dolinę zdobył Prithwi Narajan Szach, i ponownie, w wyniku wielkiego trzęsienia ziemi w 1934 r. W pałacu są trzy świątynie bogini Taleju, opiekunki Doliny Katmandu; dziedzińce połączono systemem przejść. Bez wątpienia należy do najciekawszych budowli w Dolinie.



Flaki zwierząt nad wejściami do pałacu

Flaki zwierząt nad wejściami do pałacu

Mamy wolny czas na placu więc obchodzimy go wokół delektując się jego atmosferą.











Potem wracamy do Katmandu. W Katmandu udajemy się na starówkę też zwany Durbar Sqare, a to dlatego, że w języku nepalskim durbar znaczy „dwór królewski”, „pałac” i „ceremonia koronacyjna”, tak więc w Katmandu, Patanie i Bhaktapurze mianem Durbar określa się dawne place pałacowe, na których odbywały się ceremonie koronacyjne.
Najpierw idziemy pod dom żywej bogini Kumari. Dom żywej bogini Kumari – XVII-wieczna, zdobiona sztukateriami świątynia o misternie rzeźbionych ozdobach okien, wyrasta po zachodniej stronie placu. Żywa Bogini jest uważana za inkarnację dziewczynki-dziewicy, a jej kult sięga XVII w. Tutejsza Kumari jest nazywana „królewską”, a w odróżnieniu od innych bogiń w dolinie, ponieważ oddaje jej cześć sam król.
Żywą boginię wybiera się z grupy 4-5 letnich dziewczynek z newarskiego klanu złotników i srebrników, wywodzących się z rodu Śakijów, z którego pochodził Budda. Jej ciało musi być bez skazy i posiadać 32 wyraźnie określone cechy. Po przejściu szeregu prób dziecko potwierdza wybór w obecności kapłanów, rozpoznając pośród wielu drobnych przedmiotów ubrania i ozdoby poprzedniej Kumari. Poza tym astrologowie sprawdzają, czy jej horoskop pozostaje w harmonii z horoskopem króla. Następnie przenosi się ją do pałacu, który będzie jej domem, dopóki nie osiągnie dojrzałości albo straci krew w inny sposób, na przykład z powodu skaleczenia
Bogini opuszcza swój pałac tylko podczas święta religijnego Indradźatra. Jedzie wówczas na ozdobionym kwiatami rydwanie ciągniętym przez wiernych, a towarzyszy jej wspaniała procesja. Zgodnie z tradycją stopy Kumari nie powinny dotykać ziemi
Kiedy czas Kumari dobiega końca, dziewczyna opuszcza świątynię z dużym posagiem i prawem do małżeństwa. Jednak stary przesąd głosi, że byłe boginie przynoszą nieszczęście domowi, w którym mieszkają a ich mężowie umierają młodo.


Okno z którego pozdrawia tłum boginii Kumari

Rydwan do obwożenia boginii podczas procesji

Obecna bogini Kumari

Plac Durbar Square w Katmandu:











Czarny (Kala) Bhairawa spogląda na nieuczciwych przechodniów. Według legendy każdy kto skłamie w obecności Czarnego Bhajrawy, za jego sprawą wykrwawi się na śmierć.



Wracamy pieszo do hotelu krętymi I ciasnymi uliczkami. Na ulicy jak w Indiach panuje zgieł, trąbienie. Mijamy małe sklepiki.


Na ulicy można skorzystać z usług krawca


Maseczki są dośc powszechne w Nepalu

Ponieważ w Nepalu jest problam z prądem, więc trzeba polować na niego. Niestety w ciągu dnia było to niemozliwe, bo zwiedzaliśmy, a wieczorem prądu nie ma. Ale… ma się te znajomości :))))))))). Daliśmy nasze baterie Oskarowi, by poprosił recepcje o naładowanie nam ich ( w recepcji prąd jest z akumulatorów, bo przecież komputery muszą działać ). Spokojni, że jutro będziemy mogli robić zdjęcia poszliśmy spać w tych nepalskich ciemnościach.
Kategoria:
0 Responses

Prześlij komentarz