Samolot płynnie podchodzi do lądowania. Ziemia przybliża się, domy robią się coraz większe, widać już lotnisko. Lądujemy…ufffff .
Docieramy do hotelu Tawana. Meldujemy się na recepcji i idziemy do naszego pokoju.
W pokoju znajdujemy mini mape na pocztówce. Bierzemy ją ze sobą i ruszamy na miasto.
Dochodzimy do Parku Lumpinii, który jest najpopularniejszym z parków miejskich w Bangkoku. Mieszkańcy bardzo chętnie tu przychodzą by odpocząć od zgiełku wśród zielenii, usiąść na trawie, pograć, poczytać, popływać łodką na jeziorze. W parku widzimy bardzo dużo osób biegających. Park też znany jest z tego, że dużo osób spotyka się tu rano by ćwiczyć Tai-Chi albo aerobic.
Upał zaczął dawać się nam we znaki. Była duża wilgoć i gorąco. Opuszamy więc park w poszukiwaniu czegoś dla ochłody. Niedaleko parku wypatrujemy Mc Donalda więc wchodzimy tam by się ochłodzić. Było wspaniale…chłod, zimna cola :) Średnia cola kosztuje tam 27 THB (2,70 zł).
Po „dojściu do siebie” postanawiamy iśc do centrum handlowego. Podobno w Bangkoku można zrobić super zakupy i na dodatek tanio. Po pokonaniu ruchliwego skrzyżowania, z pocztówkową mapą w ręku udajemy się do centrum położonego według mapy najbliżej naszego hotelu. Ale co na mapie blisko to nie znaczy, że tak jest w rzeczywistości. Idziemy i idziemy i jakoś nic nie było widać. Ba! Nawet zaczynamy się zastanawiać czy idziemy dobrze. Taksówki nie weźmiemy, przecież na mapie jest to blisko. Może za 100 metrów, może za następne 100?
W końcu jest – centrum handlowe Siam Paragon. Żeby wejśc do centrum trzeba przejśc przez bramke przy której stoi ochroniarz. Pododno to z obawy o zamachy. Wszystko robi na nas wrażenie …łącznie z cenami. Te okazują się wysokie.
Ponieważ już było późno i zmęczenie po podróży zaczyna nas męczyć postanawiamy wrócić do hotelu. Ale znów na pieszo, tym razem droga powrotna zleciała jakoś szybciej. W hotelu padamy na pyszczydła.
Jestem znów w Azji !!
Tajlandia jest jednym z najchętniej odwiedzanych krajów Azji. Ma bardzo wiele do zaoferowania turystom: kulturę, wspaniałe świątynie, ruiny dawnych miast, bajeczne plaże, tropikalną przyrodę. Tak piszą w przewodnikach, a my to sprawdzimy :)
Po wyjściu z samolotu idziemy do odprawy paszportowej, a że jest to bardzo duże lotnisko, bo 18 pod względem wielkości na świecie zajmuje nam to troche czasu.Stanowisk do odprawy paszportowej jest tu dużo i na dodatek są specjalni panowie, którzy „regulują kolejkami” tak więc odprawa odbywa się bardzo szybko. Zaraz za odprawą, tuż przy taśmach gdzie odbiera się bagaże są kantory. Wymieniamy troche kasy, odbieramy bagaż i ruszamy ku wyjściu. Naczytałam się o naciągaczach taksówkowych więc zgodnie z wskazówkami z przewodników szukamy drogi do miejsca postoju taksówek licencjonowanych. Mamy „pecha”, bo nikt nas nie zaczepiał, a droga była oznaczona bardzo dobrze i bez trudu trafiamy. Przed postojem podchodzi się do pani przy biurku, mówi się gdzie chce się jechać, a ona daje jakąs karteczke taksówkarzowi do której wsiadamy. Ruszamy.
Zza szyby Bangkok jak na razie wydaje się normalny, tzn. miasto jak miasto. Jedyne co rzuca się nam w oczy to duży ruch. Na dodatek ruch jest tu lewostronny więc jakoś dziwnie się czujemy na zakretach i światłach :) Jazda do hotelu zajęła nam około 30 min. W przewodnikach i na forach pisali że jazda taksówką z lotniska do hoteli to koszt najwyżej 300 THB., a tu nam szczęki opadły, bo taksówkarz chciał 500 THB (50 zł ). Hmmm.. dopiero w tym momencie nas olśniło... nie właczył licznika. Tak wiec i w licencjonowanych zdarzają się naciągacze :)) A jesteśmy teraz tego pewne, bo potem jazda powrotna przy wylocie kosztowała nas połowe tego.
Ponieważ nie lubie jak ktoś podaje ceny w miejscowej walucie, bo czytając takie informacje mało mi to mówi będę podawała ceny w 2 walutach. W czasie naszego pobytu 10 THB miało przelicznik 0.974 zł więc przyjmę, że 1 zł.
Ponieważ nie lubie jak ktoś podaje ceny w miejscowej walucie, bo czytając takie informacje mało mi to mówi będę podawała ceny w 2 walutach. W czasie naszego pobytu 10 THB miało przelicznik 0.974 zł więc przyjmę, że 1 zł.
Docieramy do hotelu Tawana. Meldujemy się na recepcji i idziemy do naszego pokoju.
W pokoju znajdujemy mini mape na pocztówce. Bierzemy ją ze sobą i ruszamy na miasto.
W ogóle nie wiemy w którym kierunku co gdzie jest, ale pan z obsługi wytłumaczył nam. Postanawiamy udać się do Parku Lumpinii. Dochodzimy do pierwszego skrzyżowania, a tu … koszmar. Jak my przejdziemy przez skrzyżowanie? Jak z jednej strony pusto to z drugiej strony pojawiają się samochody, mnóstwo samochodów. Na dodatek ten ruch lewostronny. W końcu postanawiamy przejść z kimś miejscowym. Udało się… ufffff. Na ulicach jest bardzo dużo skuterów.


Upał zaczął dawać się nam we znaki. Była duża wilgoć i gorąco. Opuszamy więc park w poszukiwaniu czegoś dla ochłody. Niedaleko parku wypatrujemy Mc Donalda więc wchodzimy tam by się ochłodzić. Było wspaniale…chłod, zimna cola :) Średnia cola kosztuje tam 27 THB (2,70 zł).
Po „dojściu do siebie” postanawiamy iśc do centrum handlowego. Podobno w Bangkoku można zrobić super zakupy i na dodatek tanio. Po pokonaniu ruchliwego skrzyżowania, z pocztówkową mapą w ręku udajemy się do centrum położonego według mapy najbliżej naszego hotelu. Ale co na mapie blisko to nie znaczy, że tak jest w rzeczywistości. Idziemy i idziemy i jakoś nic nie było widać. Ba! Nawet zaczynamy się zastanawiać czy idziemy dobrze. Taksówki nie weźmiemy, przecież na mapie jest to blisko. Może za 100 metrów, może za następne 100?
W końcu jest – centrum handlowe Siam Paragon. Żeby wejśc do centrum trzeba przejśc przez bramke przy której stoi ochroniarz. Pododno to z obawy o zamachy. Wszystko robi na nas wrażenie …łącznie z cenami. Te okazują się wysokie.



















piszesz tak fascynująco, że już nie mogę się doczekać kolejnych odcinków :)
mam nadzieję, że będą ;)
i mała prośba - możesz podpisywać fotki? tzn co to jest i gdzie? :)