Dziś wyjeżdżamy z Bangkoku na 2 dni. Wyjazd miał być na weekend, ale podobno wyjechać w sobotę i wrócić w niedziele z Bangkoku to koszmar, ponieważ Tajlandczycy bardzo lubią na weekendy wyjeżdżać.
Ruszamy wcześnie rano. I znów ciekawostka. Codziennie o 8:00 rano i 6:00 wieczorem w kanałach telewizyjnych, radiowych, w instytucjach państwowych grany jest hymn narodowy. Gra się go także przed każdym seansem filmowym w kinie. Tak więc hymn odsłuchany i mkniemy dalej. Niebo znów nie wygląda ciekawie, gromadzą się chmury.
Ruszamy wcześnie rano. I znów ciekawostka. Codziennie o 8:00 rano i 6:00 wieczorem w kanałach telewizyjnych, radiowych, w instytucjach państwowych grany jest hymn narodowy. Gra się go także przed każdym seansem filmowym w kinie. Tak więc hymn odsłuchany i mkniemy dalej. Niebo znów nie wygląda ciekawie, gromadzą się chmury.
Dojeżdżamy do Pływającego Targu w Damnoen Saduak. Wsiadamy do łodzi, która obwozi nas po kanałach. Tak kiedyś wyglądały targi w Tajlandii. Sprzedawano towary wprost z łodzi. Teraz też łodzie wypełnione są owocami i warzywami, sprzętami gospodarstwa domowego, pamiątkami. Łodzie pełnia także funkcje barów. Oprócz tego wzdłuż kanałów są małe budki w których także sprzedaje się to wszystko. Nasza Tajka, która obwoziła nas podpływała do takich mini-sklepików, ale podobno jest tu drogo więc kończyło się na podziwianiu i na robieniu zdjęć.
Zaczęło dość mocno padać. Tajka wyciągnęła parasol i można było dalej pływać, tak więc full serwis. Kobiety na łodziach miały charakterystyczne kapelusze.
Następny punkt to fabryka rękodzieła. Można tu zobaczyć jak mozolnie ozdabia się meble, obrazy, ozdoby. Ceny oczywiście bardzo wysokie, bo przecież to wszystko wykonane jest ręcznie. Ogólne są tu zarówno rzeczy piękne, które zachwycają swoimi misternymi czasem wprost nieprawdopodobnymi ozdobami jak i tandetne np. komplet do jadalni który aż raził od nadmiaru ozdób. Ale jedno trzeba przyznać, trzeba mieć cierpliwość i talent żeby coś takiego wyrzeźbić
Zatrzymujemy się przy cmentarzu chińskim i tajskim.
Cmentarz tajski
Zauważcie, że na tablicach mamy daty jakby z przyszłości :))) To dlatego, że w Tajlandii mamy obecnie 2554 rok. Data liczona jest od narodzin Buddy.
Zauważcie, że na tablicach mamy daty jakby z przyszłości :))) To dlatego, że w Tajlandii mamy obecnie 2554 rok. Data liczona jest od narodzin Buddy.
Dojeżdżamy do chyba każdemu znanego Mostu na Rzece Kwai. Tu małe rozczarowanie, bo ze zdjęć które do tej pory widziałam wyobrażałam sobie, że rzekę otacza zieleń i most widać z jakiegoś punktu widokowego. A tu, betonowy parking z którego wchodzi się wprost na most. Po moście można sobie zrobić spacer, ale trzeba uważać na dziury i na przejeżdżającą kolejkę. Porobione są specjalne balkony na przęsłach, na których można przeczekać przejazd pociągu. Pociąg jest typową turystyczna kolejką jak z wesołego miasteczka.
Obecny metalowy most jest późniejsza konstrukcją, która zastąpiła oryginalny drewniany most zbudowany przez jeńców.
Po spacerze po moście idziemy cos zjeść na parking. Tu wszędzie można coś zjeść więc nie trzeba specjalnie szukać barów z jedzeniem. Tajlandczycy kochają jedzenie i stąd tak liczne punkty gastronomiczne. Jedzenie nie jest tu odgrzewane itp. Tylko świeżo przygotowywane. Tu zaglądamy do kuchni i podglądamy jak przygotowuje się nasz obiad.
rzucamy okiem na sprzedawców lotto i ruszamy.
Po drodze mijamy znak „uwaga małpy”. Coś nowego, u nas takich nie ma J !
Po drodze mijamy znak „uwaga małpy”. Coś nowego, u nas takich nie ma J !
Zjeżdżamy z drogi na mała polankę wprost na stado małp. Lekko otwieramy szyby, rzucamy banany i zamykamy. Licho wie na co dziką małpę stać J. Niestety wśród stada jest małpiszon, który jest szybszy i silniejszy niż inne małpy i banany które rzucamy przechwytuje. Na nic się zdało rzucanie z drugiej strony samochodu, czy rzucanie dalej. Małpiszon to małpiszon, sam zje a innym nie da. Gromadził banany jak chomik w policzkach.
Małpiszon
No nic. Opuszczamy małpy i teraz pora na słonie, a raczej na przejażdżkę na słoniach. Dojeżdżamy do ośrodka ze słoniami. Tu nie będę pisała, że jestem zachwycona itd. Nie podobało mi się. Słoń przeszedł się z nami po ogrodzonym terenie którego nawet nie można nazwać lasem, dotarł nad rzekę i wrócił. Trasa pewnie miała w sumie z
W Tajlandii mozna grac w jednym bucie ;))))))))
Docieramy do tak zwanej „kolei śmierci”. 400-kilometrowa trasę postanowili wybudować japończycy podczas II wojny światowej w celu zaopatrywania swoich wojsk stacjonujących w Birmie. Dostęp morzem został im odcięty przez aliantów. Trasę tą postanowiono wybudować w rok, więc wiązało się to z niewolniczą, wielogodzinną praca tysięcy alianckich jeńców wojennych i azjatyckich robotników. Zginęło tu tysiące osób z powodu wycieńczenia, głodu, chorób, warunków.
Obecnie można przejechać się tylko na odcinku między Kanchanabuti a Nam Tok. Najlepiej skorzystać z przejażdżki na najciekawszym odcinku od stacji Nam Tok. Wiedzie on przez odcinek górski z drewnianymi mostami.
Na parkingu przy wodospadzie stał sprzedawca naleśników. To co wyczarował dla nas to poezja! Jeszcze nigdzie nie jadłam tak przepysznych naleśników. Wiem tylko, że były z bananami, ciasto na naleśniki było seledynowe i robiło się je z kulki a nie jak normalnie naleśniki z ciasta lanego. Naleśnik był na końcu polany mleczkiem kokosowym. Proste prawda? Ale spróbujcie to zrobić sami. Nie uda się. Tajemnica pewnie tkwi w składnikach, których sprzedawca nie chciał zdradzić.
PYCHOTA J.
Dość wrażeń na dziś. Pora jechać na nocleg….nocleg na tratwach. A polegało to na tym, że na tratwach postawione są drewniane domki. Ale domki nie byle jakie tylko solidne i ładnie urządzone. Bardzo nam się tu spodobało. Wprost z naszych łóżek był widok na rzekę tak wiec można było leżeć i delektować się widokiem. W domkach był też taras z fotelami. Piękne miejsce. Cisza, ładny widok … czego chcieć więcej?
Owoce mangostanu
Po godzinie czasu zachwytu nudą …chcemy telewizora! Zrobiło się szybko ciemno więc co tu robić? Wszędzie ciemno...nic nie widać z tarasu, telewizora nie ma, książki do poczytania nie ma, wilgoć … pora spać!














































































































Prześlij komentarz